Wojownicy głowicy: Marcin Gbiorczyk, Leszno

Wojownicy głowicy: Marcin Gbiorczyk, Leszno

Wojownicy głowicy: Marcin Gbiorczyk, Leszno

– Nasz czasookres będziemy dzielić na erę przed pandemią i po pandemii, tak jak dzieliliśmy erę przed narodzinami i po narodzinach Chrystusa. Pandemia odcisnęła i wciąż odciska na nas (medykach) duże piętno – mówi Marcin Gbiorczyk, ratownik koordynujący Szpitalny Oddział Ratunkowy w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Lesznie, jeden z czołowych „Wojowników głowicy”. Czy po 25 latach w zawodzie, w czasach pandemii, wyobraża sobie pracę bez diagnostyki USG dostępnej na wyciągnięcie ręki?

Marcin Gbiorczyk jest ratownikiem medycznym od 1996 roku. Ukończył Medyczne Studium Zawodowe w Rawiczu. Przez ponad 20 lat pracował w tamtejszym szpitalu powiatowym. Następnie przeniósł się do Leszna. Dziś koordynuje pracą Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym. Robi także licencjat na kierunku ratownictwo medyczne. Podkreśla, że mimo długiego stażu pracy, z wielką pokorą podchodzi do zawodu ratownika medycznego i chętnie uczy się nowych rzeczy. Marcin jest fanem ultrasonografii. Wielokrotnie uczestniczył w szkoleniach organizowanych przez Fundację Mocni na starcie.

Na jednym z lokalnych portali internetowych, ktoś nazwał leszczyńskich ratowników superbohaterami. Wtedy zabrałeś głosi i powiedziałeś: „ nie czuję się bohaterem – to jest moja praca”. Naprawdę tak uważasz? Bycie ratownikiem to taka zwyczajna praca w tych czasach?

Dokładnie tak. Widzisz, ktoś się nadaje do pracy przy taśmie produkcyjnej, a ktoś inny nie. Każdy musi sobie znaleźć miejsce. Moje jest akurat w ratownictwie. Miłe, że ktoś nas tak porównuje, ale osobiście nie czuję się w żaden sposób superbohaterem. Pelerynki są przereklamowane. Poza tym, w ciągu ostatniego roku już parę razy zrzucano nas z piedestału.

Skoro już o tym wspomniałeś, to muszę Cię zapytać o pandemię COVID-19. Medycy dzielnie walczą z koronawirusem od marca ubiegłego roku. Gdybyś miał wskazać jeden najgorszy moment w ciągu tych 12 miesięcy pandemii, co by to było?

Tak naprawdę, to sytuacja cały czas jest ciężka i w zespołach ratownictwa medycznego, i w szpitalach. To nie ma co ukrywać. Warunki są trudne. Praca w kombinezonach ochronnych, goglach, maskach. Przecież myśmy nigdy tak nie pracowali. Osobiście to tylko gogle zakładałem jadąc do wypadku. A teraz nie da się inaczej. Muszę chronić siebie, swoje drogi oddechowe i oczy. Tak sobie myślę, że  najgorszy był jednak sam początek pandemii. Nikt z nas nie wiedział, co to za wirus i jak bardzo jest niebezpieczny. Ta niewiedza powodowała, że popełnialiśmy mnóstwo dziwnych, bezsensowych błędów. Dopiero uczyliśmy się koronawirusa. Jako cywilna ochrona zdrowia nie byliśmy też przyzwyczajeni do pracy w środowisku niebezpiecznym. To wszystko było dla nas nowością. Ja miałem to szczęście, że dawno, dawno temu byłem na szkoleniu dotyczącym pracy w takich nadzwyczajnych warunkach, poznałem procedury, dowiedziałem się, jak ważna jest  praca w zespole, bo faktycznie jest jeszcze ważniejsza niż normalnie. Wszystkiego musieliśmy się nauczyć. Rok wcześniej, sytuacja była drastyczna i bardzo dynamiczna. Otworzyły się nam oczy, że trzeba pracować inaczej, że potrzebujemy innych procedur.  Wyciągnęliśmy wnioski i zmieniliśmy sposób patrzenia na pewne postępowania zespołów ratownictwa medycznego i procedury SOR. Pandemia to był impuls do wdrożenia zmian na lepsze.

Czy uważasz, że częścią tych zmian na lepsze jest również ultrasonografia? Promujesz stosowanie USG w ZRM. Świetnie radzisz sobie z POCUS. Jak to się stało, że rozpocząłeś naukę?

Nie wyobrażam sobie nie podnosić kwalifikacji wykonując zawód ratownika medycznego. Moja pierwsza styczność z USG to bodajże rok 2015. To był warsztat w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie, gdzie szkolili mnie lekarze, którzy na co dzień używają mobilnych aparatów, a ich doświadczenie wywodzi się z działań wojennych, ze szpitali polowych na całym świecie. Przyjechali, podzielili się swoją wiedzą, zachęcali do nauki. Tak mnie wkręcili w ultrasonografię, że zostało mi to do tej pory. Z protokołów eFAST i BLUE szkolił mnie pułkownik Robert Brzozowski i Piotrek Grabski, który dziś współpracuje z Fundacją Mocni na starcie. Później przez jakiś czas nie miałem okazji korzystać z tych umiejętności. Uczestniczyłem w warsztatach szkoleniowych przy okazji różnych konferencji dla ratowników medycznych. Tam spotkałem Marcina Gałkiewicza, który jeszcze bardziej  wkręcił mnie w oglądanie świata w 256 odcieniach szarości. Kiedy mówiłem kolegom, że byłem na takim kursie, to pytali, czy zwariowałem, czy będę teraz kamienie w woreczkach żółciowych badał. Podejście było raczej jednoznaczne, z kiwaniem głową z politowania, co ten Gbiorczyk znowu chce wprowadzać do ZRM.